jezioro i góra Chełm
Jak powstały jezioro i góra Chełm

okolice Unimia, gmina Łobez

Upierdliwy diabeł Radowuta już nie jeden raz wyzywał na pojedynek rycerza Maćko Borko, który wszak łupiąc na lewo i prawo, wiele mu czarciego chleba spod nosa zabierał. Nigdy nie mogąc pokonać zwinnego rycerza, Radowuta uznał, iż siła borkowa tkwić musi w jakimś magicznym przedmiocie, który ten posiadał. Po wielu rozmyślaniach stwierdził zaś Radowuta, iż tymże przedmiotem chroniącym skutecznie Wilczego Rycerza i dającym mu nadzwyczajną siłę i zręczność jest jego zaiste cudowny hełm. Toteż – pomyślał diabeł – kiedy po raz kolejny zmierzą się w śmiertelnym pojedynku, należy wszelkimi możliwymi sposobami ów hełm zedrzeć z głowy rycerza, a wówczas stanie się on bezbronny niczym niemowlę. I dopadł był Radowuta Wilczego Rycerza, gdy ten zmierzał z Łobza do swego zamku w Strzmielach poprzez groblę usypaną pomiędzy grzęzawiskami za Regą. Starli się zatem niby dwaj pomorscy mocarze: jeden na bojowym perszeronie uzbrojony w kopię, drugi na wielkim koźle, trójząb szatański w szponach dzierżący. Naparli na się z impetem, mknąc chyżo po wąskiej grobli. Rycerz w pierś diabła kosmatą celował, zaś czart wszystko czynił, by zerwać z głowy Borka cudowny szyszak. Tak się przy tym w ów cudowny hełm zapatrzył, że uniku przed kopią uczynić nie zmógł, toteż wnet wyleciał z kozła i wpadł był w grzązawisko. Lecz nim zatopił się w nim po uszy, zdążył był dostrzec, że z powodu nadzwyczajnego impetu natarcia, hełm wyskoczył z głowy rycerza i również poleciał na trzęsawisko, tyle że z drugiej strony grobli. Kiedy zaś wygrzebał się Radowuta z bagna, zobaczył że po rycerzu nie było już śladu – najwyraźniej zdążył był już odjechać do swego zamczyska w niedalekim Strzmielu. Ucieszyło się diabliszczę, bo przecież niemożliwe by Maćko zanurkował w bagnie w poszukiwaniu swego hełmu. Dla człowieka grzebanie się w takiej bryi i znalezienie w niej zguby, to rzecz niewykonalna, a dla czarciska – nie pierwszyzna. Będzie zatem miał niedługo Radowuta – jak sobie umyślił – szyszak jak marzenie, dzięki któremu bez problemu pokona Borka (tegoż hełmu przecie pozbawionego). Wystarczy przekopać grzęzawisko, co jest pracą wyjątkowo trudną, lecz przecież dla diabła wykonalną. Jak pomyślał, tak i uczynił. Przez siedem dni i siedem nocy, bez żadnych przerw, pracował diabeł niby niewolnik samego siebie, przekopując z największą starannością grzęzawisko, aż doszedł był do twardej gleby. Z ziemi, którą wydobył z bagniska usypywał kopiec, co piętrzył się i piętrzył, niczym egipska piramida, aż wypiętrzył się na pół setki metra ponad poziom przepływającej nieopodal Regi, zaś gdy wysechł, obrósł był borem i powstała z niego całkiem zgrabna góra. Natomiast rozległy dół wykopany przez diablisko niebawem napełniły podziemne wody, tak że powstało z niego niewielkie, lecz bardzo urocze jeziorko. Tak oto powstały wzgórze i zbiornik wodny, które – i jedno i drugie – lud nie bez powodu nazwał Hełmami, jednak pewien kancelista, który całe wieki później Ziemi Łobeskiej nazwy dla potomności notował, nie znał dobrze ortografii, toteż zapisał obydwa z literą „c” na początku. Ot, i cała historia! A co się z cudownym hełmem Maćko Borko stało? – zapytacie. Czy znalazł go Radowuta? Nie, nie znalazł, gdyż przezorny Maćko, przymocował go do zbroi długą acz cienką stalową linką. Dlatego, gdy tylko hełm wpadł był do bagna, natychmiast go Borko zeń wyciągnął – wystarczyło mu tylko ostrożnie pociągnąć za mocną linkę: i po chwili trzymał w ręku drogocenny szyszak niczym wyciągniętą z jeziora pięknie błyszczącą cudorybę!
© 2024 - Kraina Poplątanych Dróg