gra w kapsle
Jak Maćko Borko wynalazł grę w kapsle

Komorowo, gmina Resko

Maćko Borko miał sławę wyjątkowo skutecznego rozbójnika i mawiano, że zagrabionymi złotymi dukatami i talarami mógłby wyłożyć wszystkie ściany i podłogi w swoich zamkach, a na dodatek przyozdobić je mnóstwem drogocennych świecideł. Z drugiej jednak strony był biedniejszy niż dzisiejszy przeciętniak, bo na przykład nie mógł sobie pozwolić na zakup samojezdnej fury (nie tylko beemki, ale nawet i przechodzonej syrenki), a choćby i też zwyczajnego roweru – bo przecież tego wszystkiego jeszcze nie znano na przełomie XIV i XV wieku. Komórek miał on pod dostatkiem i mógłby w nich zainstalować mnóstwo wszelakich dzwonków, a nawet wynająć najlepszy muzykantów, by mu w onych komórkach wygrywali najbardziej wyszukane melodyjki – lecz trudno byłoby mu się z jednej do drugiej komórki dodzwonić. A gdyby tak zajął się zbieractwem? Filatelistą zostać nie mógł, z wiadomych powodów. Książek nie gromadził, bo – łupiąc bez umiaru – brakowało mu czasu na czytanie. Pozostawała zatem jedynie rozpowszechniona wśród średniowiecznych bogaczy numizmatyka. Tyle że zwyczajne dla ówczesnych zbieraczy złotych krążków i i innych kosztowności przeglądanie i przesiewanie drogocennych kufrów straszliwie Maćka nudziło. Musiał on tedy wymyśleć dla tychże monet jakieś inne zastosowanie, poza zwyczajowym utrwalaniem bogactwa. Tak się złożyło, że niedaleko reskiego zamku Borka, w Komorowie, osiedlił się jeden z rycerzy-rozbójników jego zabijackiej drużyny: niejaki Świętopełk z Pyr. Był to bandzior jakich trudno znaleźć nawet w ówczesnych, dość okrutnych czasach, lecz miał on zarazem ogromną słabość do Kościoła. Toteż, choć rabował z radością i machał mieczem lub toporem bez większego zastanowienia, to później zagłębial się po uszy w najszczerszych modlitwach, wędrował z pielgrzymkami po wszystkich kościołach i kaplicach Ziemi Borków i sypiąc groszem w dłonie klechów, przymował z pokorą najsurowsze pokuty. Ta dziwna przypadłość nieco bulwersowała Maćka i innych rozbójników z jego drużyny, lecz nie na tyle, by nie przyjmować serdecznej gościny, jaką im świątobliwy Świętopełk oferował w swoich włościach w Komorowie. Był to bowiem gospodarz co się zowie: nakarmił jak król, napoił jak mnich, uraczył śpiewem i zazdrosnym okiem nie łypał, gdy banda łypała społem na krągłe kształty jego pięknej żony, Kunegundy. Samo jednak podjadanie, popijanie, podśpiewywanie i oglądanie pięknej Kunegundy, a nawet podszczypywanie jej służek, to dla Maćko i jego zabijaków było nieco za mało. Wkrótce zatem zaczynali się nudzić, a wtedy niechybnie przychodził czas na otwieranie sakw i kuferków i przeliczanie zagrabionych w ostatnich wyprawach zbójeckich monet – co wszak nie tylko onej nudy nie zabijało, ale ją jeszcze karmiło! By temu zaradzić, wpadł Maćko na pomysł: wynalazł był grę, którą wnet nazwali „ścianką” – a polegała ona na tym, że rzucano pieniążkami w ścianę komorowskiej kaplicy (co stała w miejscu dzisiejszego kościoła): czyja moneta wylądowała najbliżej muru, ten zgarniał wszystkie pozostałe. Bardzo się wszystkim rycerzom-rozbójnikom ta zabawa podobała, bo widzieli w niej szansę na pomnożenie majątku, a nawet jeśli i mieliby wszystko stracić, to ważne były wszak emocje! Tyle że świątobliwy Pełk (tak go bowiem pieszczotliwie przezywali) orzekł, iż taka gra jest nie chrześciańska – i jeśli już mają rzucać forsą w mur, to przynajmniej nie w mur jego ulubionej komorowskiej świątynki. Zafrasowali się jego wierni druhowie, bo przykrości mu czynić nie chcieli, a przecież trzeba czymś zająć ręce i krotochwila też w życiu jest potrzebna… Wówczas Maćko Borko wpadł na pomysł nowy: „Urządzimy wyścig konny!” – zawołał. Na to mu odrzekli, że nie warto czworonogów męczyć, bo przecie po ostatniej wyprawie – aż pod Kołobrzeg - ledwo dochodzą do siebie. Ale Maćko mądrze to wszystko wymyślił: „Wyobraźcie sobie, kamraci, że każdy wasz pieniążek to wasza wierna szkapa – rzekł – Wyrysujemy drogę na gołej ziemi i paznokciem, niby ostrogą, konia popędzimy. A kto pierwszy – temu wina antałek! A kto ostatni – ten antałek ów na stół stawia!”. Tedy szybko trasę wyznaczyli: odpowiednio pokrętną, tak jakby dookoła wszystkich ziem borkowych biegła. Świętopełk początkowo znowu trochę marudził, lecz przestał, kiedy po kilku dniach obdarzony złotą rączką Prot z Żerzyna, poustawiał na trasie pięknie wystrugane miniaturki wszystkich kościołów i kaplic Ziemi Reskiej. Wtenczas dopiero uradowany Pełk z radością popędzał swego złotego wierzchowca od jednej świątyni do drugiej, chcąc jak najszybciej odwiedzić każdą z nich. Tak oto, na kilka wieków przed wynalezieniem kapsla, Maćko Borko wynalazł grę w kapsle. Do dzisiaj tradycja kapslowych wyścigów jest kultywowana we wsi Komorowo pod Reskiem, zaś przy pięknym torze kapslowym stoją pięknie wykonane miniatury wszystkich kościołów gminy Resko.
© 2024 - Kraina Poplątanych Dróg