opowieść siódma
Jak to prosty rycerz znad Regi króla Danii, Szwecji i Norwegii na złą drogę sprowadził.
Rzadko który dziejopis wspomina, iż książęta szczecińscy Otto II i Kazimierz V, którzy między sobą musieli dzielić władzę, dużo większe miewali apetyty, a kiedy im się onych zaspokoić nie dawało – co i zawsze bywało – hodowali w sobie pewną starosłowiańską przypadłość, czyli bezinteresowną zawiść wobec tych pasibrzuchów władzy, którym się akuratnie na tronie wiodło. Takoż i gdy po klęskach w walkach z Brandeburczykami, gdy przyszło im oddać część Ziemi Wkrzańskiej, kosym okiem spoglądali na świeżo upieczonego króla Danii, Szwecji i Norwegii Eryka Pomorskiego, który przecie jako zwyczajny Bodzio Gryficki urodził się w skromnym zameczku w Darłowie1, zaś przez dziwne zrządzenie losu wyniesion został na – aż trzy! – królewskie stolce. I w czymże on lepszy od szczecińskich Gryfitów?! Tedy gdy ich król Władysław Jagiełło poprosił, by polecili mu kogoś z ich ziem, w dyplomacji doświadczonego, by ten posłował do Kopenhagi jako świadek podpisanego z nim traktatu, bez żadnego wahania wybrali onego Maćka z rodu Borków, licząc że rycerz-rozbójnik zarazi złem niewinne królewiątko. A jako że Litwin znał Wilczego Rycerza jeszcze z czasów, gdy ten w orszaku księcia Warcisława VII przystawiał swą pieczęć do układu Polski z Pomorzem, później zaś tajnym układem się z nim wiązał, którego skutkiem niewątpliwym było zwycięstwo pod Grunwaldem, tedy z radością ów wybór Ottona i Kazimierza zaakceptował. Książątka zaś dłonie tylko zacierali, życząc sobie szczerze i serdecznie, by misja Maćka poszła po ich myśli.
Tedy też Roku Pańskiego 1400 i 18-go, tego samego w którym we Wrocławiu motłoch wyrzucił przez okna ratusza znienawidzonych notabli, co nazwane zostało defenestracją wrocławską, a w Konstancji zakończył swe obrady wielki sobór kościoła katolickiego, zaś w Paryżu Francuziki dokonali wielkiej rzezi Armaniaków, uproszony pięknie przez polskiego króla i szczecińskich książat, udał się Maćko Borko do Kopenhagi, gdzie został przyjęty jak najserdeczniej.
Dawny Bodzio, który teraz dzierżył trzy korony na głowie i zwał się już od lat Erykiem,w latach młodzieńczych rozczytywał potajemnie duszę rycerskimi romansami, pragnąc pójść w ślady Tristiana lub Lancelota z jeziora, ale surowa cioteczka Małgorzata, która natenczas w jego imieniu sprawowała rządy regencyjne, pilnowała aby wszelakie fanaberie z głowy przyszłego władcy wywiać na cztery wiatry, bowiem oczyma wyobraźni widziała w nim Ideał Panującego. Zaś Eryk natenczas układnym chłopięciem był, dlatego z szacunkiem całował ciotulki wypięlegnowaną dłoń, ucząc się pilnie nudnych dworskich powinności i obyczajów, z rzadka jedynie i to ukradkiem zaglądając do ksiąg, w których opisywano żywoty dzielnych rycerzy. Kiedy wstąpił w wiek męski, panował jako miło, tak że wszyscy mniemali, iż nastał teraz w Skandynawii władca zaiste idealny. Ale kto uważnie spoglądał, ten widział jak Eryk ukradkiem ziewa na tronie i jak coraz trudniej mu utrzymać w ryzach porywczość gryfickiego charakteru. Toteż pojawienie się na dworze onego wysłannika króla Jagiełły, znanego na całą ówczesną Europę awanturnika, czyliż: Maćko Borko, było jako iskra, co pada na lont przytroczony do ciężkiej morskiej bombardy.
Tedy więc, ku wielkiemu utrapieniu kopenhaskich dworaków, wieczerzał nie raz jeden ichni trzy-król ze zbójem z dzikiego Pomorza aż do późnych godzin nocnych, wysłuchując rozlicznych opowieści, które nawet jednym uchem podsłuchane, dreszcze na całym ciele wywoływały: a to o tym jak księcia geldryjskiego pojmał ów zbój, albo i nawet groźnego komtura z Czech uwięził, lub też o skarbach licznych, co z wozów kupieckich do kryjówek borkowych wędrowały, o tym jak znajome pszczoły pozwoliły zbójcerzowi wygrać z najlepszym na świecie warcabistą, a nawet i o diabłach pomniejszych i ważniejszych, których Maćko wystrychnął na dudka.
Słuchał był Eryk tych bajd z tchem zapartym, a gdy tylko Maćko z posłowania wyruszył do własnych włości, natychmiast nabył był w król w kraju dalekim wielką i śmigłą karrakę1 „Rączy Koń” – okręt któremu żadna bałtycka koga wojenna straszną nie była. Na tym pięknym żaglowcu spędzał władca całe dnie i tygodnie, szkoląc się na groźnego pirata, od majtka okrętowego poczynając, a kończąc mistrzowskim, kapitańskim egzaminem: którym było zdobycie ogromnego statku należacego do dumnej Hanzy1. Ci co dobrze Erykowi życzyli, radą mu służąc pożyteczną, wskazywali że czyniąc tak jak czyni: to jest bawiąc się w bałtyckiego kapera, majestatu się sam z siebie pozbawia, co może się nawet i utratą wszystkich trzech koron zakończyć. Ale wszystkie dobre rady i upomnienia, kazał onym pożytecznym dworakom, w buty wkładać i ogona mu nie zawracać, bo tak się ogromnie w doskonaleniu sztuki kaperskiej Eryk zatracił, że mu zupełnie panowanie nad trzema królestwami z głowy wyleciało.
Jednak mało kto wierzyć chciał naonczas, że to sam król potrójny po Bałtyku kaperuje jako zdrowo. Mawiano ze grozą, iże to straszliwy Maćko Borko przeniósł się był z lądu na morze i łupi aż wióry z hanzeatyckich kog1 lecą. A to dla tego, że Eryk przemianował „Rączego Konia” na „Matzke von Bork” – najwyraźniej na cześć wielkiego rozbójnika.
Wreszcie nadeszło, to nadejść w końcu musiało, a przed czym mądrzy doracy królewscy porywczego władcę przestrzegali: stracił był Eryk wszystkie swoje trzy królestwa. I zacierali ręce obłudni książęta szczecińscy, gratulując sobie rady danej onegdaj królowi Władysławowi z dalekiego Krakowa, bo teraz już znaczniejsi byli od tego Bogusia zwanego Erykiem, co trony trzy straciwszy, w niewielkim Darłowie już im tak w oczy niesławą monarszą nie kolił.
<
A sam Eryk, czy też Bogusław któryś-tam, zupełnie się utratą koron nie przejął, gdyż łupienie Hanzy, tudzież innych bander, znacznie mu przyjemniejsze było niźli nużące pierdzenie w kopenhaski tron. Teraz wreszcie żył z wiatrem we włosach i w sercu, nie dość że z przygodą, to jeszcze i bez żadnych dworackich knowań skarb swój pomnażał. I dziękował był do końca swego już nie królewskiego żywota temu dzikiemu wojowi znad Regi za opowieści, które go na właściwą – w jego mniemaniu – drogę sprowadziły!
© 2024 - Kraina Poplątanych Dróg